bytomirek bytomirek
501
BLOG

Schyłek PO ? Przemyślenia blogera pokornego.

bytomirek bytomirek Polityka Obserwuj notkę 15

Tekst ten dedykuję bywalcowi Salonu24 o nicku RAM.

 

Co dzieje się w Platformie Obywatelskiej ? Czy Schetyna wejdzie do rządu ? Jeśli tak, to po to , aby osłabić jego pozycję w partii ? A może po to, aby wziąć w karby ministrów, którzy się obijają ? Czy Gowin stanie w szranki z Tuskiem ? Czy Schetyna porozumie się z Grupińskim, a potem strącą Tuska i przejmą władzę w PO ? A może Gowin pokona w wyborach na szefa partii i prawą ręką będzie Żalek ? Ile razy jeszcze Niesiołowski będzie jeszcze karczemnie atakował partię Prezesa ?

Te i inne podobne pytanie rozpalają część analityków polskiej sceny politycznej i sporą część komentatorów życia politycznego. Odnoszę wrażenie, że wyjątkowo długi okres bez wyborów spowodował niezdrowe poruszenie wśród polityków, dziennikarzy, politologów i dużej części blogerów, zwłaszcza tych mianujących się „blogerami niepokornymi”. Ja, jako – aż boję się użyć tego słowa – bloger (?) „pokorny” przedstawię swój prywatny punkt widzenia na to, co się dzieje w PO. Nie będzie to w żadnym razie analiza politologiczna, nie będzie to też tekst pretendujący do roli pogłębionej analizy dziennikarskiej. To tylko i wyłącznie punkt widzenia człowieka przychylnego PO – niestety, z braku możliwości innego wyboru. Przychylnego, acz krytycznie patrzącego na jej poczynania.

 

Platforma Obywatelska działa na polskiej scenie politycznej od stycznia 2001 r. Założona przez Macieja Płażyńskiego, Andrzeja Olechowskiego i Donalda Tuska partia miała być partią o liberalnym programie gospodarczym i konserwatywno-liberalnym w sferze – nazwijmy to – obyczajowo-ideologicznej. Nie będę pisał historii PO, bo to nie jest tematem tej notki. Jednak jeszcze jeden punkt z historii Platformy Obywatelskiej należy odnotować. W październiku 2005 r. Donald Tusk przegrywa wybory prezydenckie z Lechem Kaczyńskim. Jest to porażka dotkliwa mimo niewielkiej różnicy między zwycięzcą a przegranym. Można zaryzykować nawet twierdzenie, że to porażka bolesna. Był to też jednak moment – w moim przekonaniu – zwrotny w karierze politycznej Donalda Tuska i Platformy Obywatelskiej. Wyciągnięto wnioski z tej przegranej, które zaowocowały zwycięstwem partii w wyborach parlamentarnych 2007 r., a także wcześniejszymi zwycięstwami w wyborach samorządowych w większości kraju. Co działo się w okresie pierwszej kadencji rządów Platformy Obywatelskiej i Polskiego Stronnictwa Ludowego nie jest ważne dla potrzeb tego tekstu. Ograniczę się tylko do stwierdzenia, że rządy te zaowocowały pierwszą w historii Polski niepodległej – dla „blogerów niepokornych” to stwierdzenie może wydać się zgrzytem, ale tak to jest Szanowni Koledzy – wygraną w kolejnych wyborach parlamentarnych i przy okazji kilkom innymi zwycięstwami z wyborach do Europarlamentu, samorządowych i w sporej liczbie znaczących miast Polski w wyborach prezydentów, a także burmistrzów. Wybory w październiku 2011 r. były specyficzne. Poprzedzone przedterminowymi wyborami prezydenckimi, które zostały rozpisane w tragicznych okolicznościach. Wyjątkowo dobry wynik Jarosława Kaczyńskiego, 46,99% głosów, ponownie – jak w 2007 r. - zmobilizował sporą część elektoratu zazwyczaj mało zaangażowanego w bieżącą politykę. Grupa ta pieszczotliwie zwana lemingami ponownie skorzystała z „kartki wyborczej”, aby zablokować powrót do władzy mistrzów destrukcji – Prawo i Sprawiedliwość. I tak doszło do ponownego desygnowania na stanowiska Prezesa Rady Ministrów Donalda Tuska.

Konkurenci, szczególnie ci z prawej strony politycznej, zazgrzytali zębami. Ten zgrzyt był mocniej słyszalny od wcześniejszego zgrzytania zębami zwolenników PO, choć raczej należałoby napisać, wyborców PO, gdyż to zdecydowanie nie to samo. Czasami wyborca nie jest zwolennikiem, a to w naszej rzeczywistości politycznej dość częste zjawisko. Te słabiej słyszalne zgrzyty spowodowane były tym, że partia Donalda Tuska nie realizowała w pełni swoich obietnic wyborczych. To zjawisko jak najbardziej normalne i nie trzeba się temu dziwić za bardzo. Jednak w tym wypadku chodziło raczej w większości o obietnice związane ze sprawami ideowo-obyczajowymi, które dla dużej części głosujących lemingów były ważne. Mam tu na myśli projekty regulacji ustawowych takich spraw jak: zapłodnienie in vitro, regulacja związków partnerskich i jeszcze kilka mniej „medialnych” spraw. Donald Tusk konsekwentnie odmawiał rozpoczęcia stanowczej jakby nie było rewolucjiobyczajowej w sferze prawa. I co charakterystyczne, im dłużej te sprawy się toczyły, tym bardziej szef PO – według mnie – „usztywniał” swoje stanowisko. Niestety, z zapowiadanych niepopularnych społecznie, a koniecznych „wielkich reform” zrealizowane bardzo nieliczne. Podniesienie wieku emerytalnego – sprawa wyjątkowo istotna i dla mnie to najważniejsze dokonanie rządów PO – PSL; delikatna reforma systemu emerytalnego – tzw. emerytury pomostowe. A poza tym właściwie pozostała polityka „cieplej wody w kranie”. Nie ruszono sprawy KRUS, przywilejów emerytalnych silnych grup, opodatkowania rolników i ich miejsca w systemie publicznej opieki zdrowotnej. Z zapowiadanego podatku liniowego pozostały wspomnienia a jednomandatowe okręgi wyborcze wprowadzono połowicznie. Akurat ten ostatni pomysł PO był dla mnie trudny do zaakceptowania, gdyż takie rozwiązanie sprawdziłoby się dopiero wtedy, gdyby w Polsce wzrosło zdecydowanie zaufanie społeczne i przede wszystkim osiągnęlibyśmy poziom „kultury politycznej” funkcjonującej w USA, gdzie pokonany kandydat na prezydenta natychmiast deklaruje wspieranie swego konkurenta w najważniejszych dla państwa działaniach, zwłaszcza tych na arenie międzynarodowej. Niestety, u nas panuje przekonanie, że zwycięzcy, zresztą nie tylko politycznemu, należy ciągle dokopywać bo to sprzedawczyk a w najlepszym przypadku skorumpowany facet, który zwycięstwo zawdzięcza machlojkom albo kasie.

Te sprawy były pierwszymi, które spowodowały powolny, acz systematyczny spadek notowań PO. Przy tym spadku notowania samego Donalda Tuska przez długi jeszcze czas były na wysokim, a czasami i bardzo wysokim poziomie. Zresztą notowania PO też były wyjątkowo dobre. Nie było to jednak zasługą Platformy Obywatelskiej. Punkty dla PO zdobywało przede wszystkim Prawo i Sprawiedliwość, które systematycznie wzmacniało PO swoimi ekscesami. Nieocenioną rolę w tym zwiększaniu poparcie dla głównego konkurenta politycznego wnosili razem Jarosław Kaczyński i Antoni Macierewicz. Tak długo, jak głównym motorem działania PiS były sprawy około-smoleńskie, a zwłaszczakolejny fantastyczne pomysły A. Macierewicza notowania PO były zdecydowanie wyższe niż PiS-u.

Kolejną sprawą zapoczątkowaną już w czasie pierwszej kadencji rządów PO – PSL, to często wypowiadane przez samego szefa Platformy, jak również przez wielu działaczy stwierdzenia, że „Platforma nie ma z kim przegrać”. Rzeczywiście, zaraz po – na szczęście – tylko 2 latach tzw. IV RP, to stwierdzenie było prawdziwe. Jednak zbyt częste wypowiadanie tego zaklęcia „zaczarowało” polityków PO i powoli wprowadzało w stan – nazwałbym go – usypiania królewny, aż nadszedł czas, że królewna stała się „śpiącą królewną”. Apogeum snu „królewny” stały się wybory uzupełniające do Senatu RP w Rybniku. Całkowite oddanie pola, wewnętrzne swary i lokalne ambicje, a zwłaszcza zlekceważenie samych wyborów a szczególnie wyborców okręgu rybnickiego przyniosły – co by nie mówić – klęskę Platformy w tych wyborach. Bagatelizowanie w początkowym okresie wyników, to kolejny znaczący błąd strategów partii. Powoli zaczął kształtować się obraz partii okopującej się, partii odcinającej się od ludzi, które „nie ma z kim przegrać wyborów”. Ma je z kim przegrać !

Kolejną przypadłością Platformy Obywatelskiej jest normalne w sytuacji partii rządzącej poczucie „większej wiedzy”. W przypadku partii rządzącej drugą kadencję to poczucie wzmaga się i powoduje zamykanie się na głosy z zewnątrz. Już Lord Acton powiedziałw XIX w.:Power tends to corrupt, absolute power corrupts absolutely”. Ciągle fascynuje mnie to, że chyba wszyscy politycy znają te słowa, ale nikt z nich nie wyciąga z nich wniosków ! To świadczy, że Lord Aton miał rację. Coraz częściej pojawiająca się buta w samorządach, kolejne przegrywane referenda a później wybory na stanowiska prezydentów czy burmistrzów. Całkowicie nieracjonalne postawy odwoływanych prezydentów, jak to w moim mieście Bytomiu, gdzie prezydent przed referendum w sprawie jego odwołania zamiast przekonywać mieszkańców o swoich racjach namawiał ich, aby nie brali w nim udziału (sic!). Animozje personalne, tworzenie się koterii wzajemnie zwalczających się, zamiast tworzenia grup starających się forsować pozytywne rozwiązania dla partii. Czy to na poziomie lokalnym, czy na poziomie ogólnopolskim. To powody, dla których Platforma staje się partią w defensywie.

Jest jeszcze jedna rzecz, która w mojej ocenie jest szalenie istotna. Ona jednak nie dotyczy wyłącznie Platformy Obywatelskiej. Miałem jednak nadzieję, że właśnie ta partia wniesie nowy sposób myślenia o wewnętrznej konkurencji. Ta nadzieja wypływa z mojej – nie, nie naiwności – wiary w ludzi. Mam tak, że wierzę w ludzi. (Cholera, uświadomiłem sobie, że wierzę nawet w poprawę Antoniego Macierewicza nie mówiąc o Jarosławie Kaczyńskim !) Miałem więc nadzieję, że Donald Tusk oraz czołowi działacze PO wypracują wspólnie model przekazywania władzy w partii bez wzajemnego podgryzania się i utrącania wewnątrzpartyjnych konkurentów. Cóż, myślę, że jeszcze tak długo, jak długo w Polsce nie wzrośnie kapitał zaufania społecznego w dalszym ciągu będziemy mieli do czynienia z „partyjną przyjaźnią”. Niedawno usłyszałem definicję tego określenia, która doskonale oddaje jego istotę – partyjna przyjaźń, to najgorszy rodzaj nienawiści. Coś w tym jest, ciągle nasi Cezarzy mają swoich Brutusów, a przynajmniej tak postrzegają innych.

Na zakończenie. Nie komentuję listu Jarosława Gowina, nie komentuję szczegółowo wydarzeń z historii PO. Nie takie było zamierzenie tego tekstu. To tylko luźne i bardzo osobiste przemyślenia człowieka sympatyzującego z PO, który ma nadzieję, że Platforma się obudzi a lemingi znów się zmobilizują i zatrzymają Jarosława Kaczyńskiego. A może Jarosław Kaczyński ciągle będzie „na prochach” ?

 

Czy to schyłek Platformy Obywatelskiej ? Nie sądzę. Ta partia potrzebuje otrzeźwienia i zabrania się do roboty, a nie babrania się we własnym sosie. Jestem przekonany, że jest do tego zdolna.

 

 

P.S.

Nie mogę się powstrzymać, aby nie „sprzedać” dowcipu (?), anegdoty (?), którą usłyszałem w trakcie relacji z Giro D`Italia. Komentujący Giro wraz z Tomaszem Jarońskim Adam Probosz przytoczył, ponoć autentyczne zdarzenie z jego podwórka.

Wracając ze sklepu zobaczył dwóch kilkunastoletnich chłopaków na rowerach kłócących się: Ja jestem Majka ! Nie, to ja jestem Majka !. Wreszcie młodszy i pewnie słabszy zaproponował. Ok, ty jesteś Majka a ja Niemiec. (Dla niezorientowanych, to nazwiska polskich kolarzy, którzy zdobyli – Niemiec 6., a Majka 7. miejsce w Giro). Na to zareagowały dwie panie, określone przez red. Probosza, jako starsze. I jedna mówi do drugiej oburzona: - Co ten Tusk zrobił z polskimi chłopcami ! Jeden chce być dziewczyną, a drugi Niemcem !

bytomirek
O mnie bytomirek

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka